10.05.2011

veronica mars

od tego post-soapu zaczęła się moja przygoda. połączenie teenage drama z łatwo przyswajalnymi elementami serialu kryminalnego urzekło mnie w pewien sposób od pierwszego wejrzenia. paradoksalnie, pozycji tej nie odkryłam ja, lecz mój tata. stare dobre czasy, kiedy to nowe odcinki perypetii panny mars puszczała rodzima stacja tvn. real good ol’ times!

basically, mamy tutaj do czynienia z mieszkającą w małym mieście w gorącej kalifornii nastolatką, która w wolnych chwilach pomaga swojemu tacie – ex szeryfowi – w prowadzeniu ‘rodzinnej’ agencji detektywistycznej oraz dorabia sobie poprzez pracę w lokalnej kawiarni i jako młodociana pani detektyw wynajmowana przez swoich rówieśników. w końcu każdy potrzebuje się czymś zająć po szkole, czyż nie?

rozwiązywane przez weronikę sprawy różnią się z odcinka na odcinek, jeden motyw pozostaje jednak niezmienny przez 22 odcinki pierwszego sezonu - jest nim morderstwo najlepszej przyjaciółki weroniki, lilly cane (notabene, wokół tego wydarzenia zbudowana jest również fabuła kolejnych sezonów, choć nie jest już to tam wątek najważniejszy). mimo tego, że zabójca lilly siedzi za kratkami, panna mars węszy większą konspirację wokół sprawy i nie odpuści, póki nie dowie się prawdy. trochę wścibska, nieprawdaż? za to ją właśnie lubię. postać weroniki została naprawdę dobrze zbudowana przez scenarzystów. dziewczyna jest uparta, zacięta, ma smykałkę detektywistyczną, jest mądra i silna mentalnie - nawet gdy całe miasto spycha na margines ją i jej ojca, którzy jako jedyni nie wierzą w to, że prawdziwy zabójca lilly wciąż jest na wolności. rodzina mars nieustannie jest na językach śmietanki towarzyskiej neptune, a weronika przechodzi naprawdę trudne chwile w szkole. wraz ze śmiercią lilly traci ukochanego chłopaka, przyjaciół oraz status społeczny, na dodatek w tym samym czasie jej matka ucieka bez słowa, zostawiając córkę i męża samych.

post-soap ten robił furorę w latach 2004-2006, kiedy był na antenie. wcale ten fakt nie dziwi, gdyż przygody sympatycznej nastoletniej blondynki (świetna kreacja roli przez jedną z moich ulubionych aktorek komediowych, kristen bell!) ogląda się naprawdę przyjemnie. po obejrzeniu zaledwie kilku odcinków, znajdujemy swoich ulubionych i mniej lubianych bohaterów, kibicujemy im lub życzymy niepowodzenia; łakniemy rozwiązania tajemniczych zagadek… ten post-soap ma wszystko: miłosne nastoletnie perypetie, kino akcji, emocje, przyjaźnie na dobre i na złe, zdrady etc. po dzień dzisiejszy chętnie wracam do poszczególnych epizodów i wciąż łudzę się nadzieją, że może jednak powstanie obiecany film o przygodach weroniki po latach… najlepiej jako agentki FBI! xD

tymczasem wracam do wtorkowego maratonu serialowego. wciąż czeka na mnie nowy odcinek house’a… by the way, nie mogę uwierzyć, że sezony moich ulubionych post-soapów dobiegają końca! co ja będę oglądać przez najbliższy miesiąc…?!
ciao!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz